Świąteczne obrusy włożyłam wczoraj do pralki... Lada chwila wyschną... Złożyłam blat stołu... Słodkie zapasy ciasteczek stopniały... I choć ostatnia z kolędników - choinka - będzie swoim światłem jeszcze jakiś czas przedłużać celebrację świąt jest to już tylko piękne echo... Lecz czy blask sacrum nie jawi nam się jaśniej, dzięki temu, iż niczym gwiazda betlejemska za swoje tło ma niekończący się nieboskłon profanum? Więc jak tu nie lubić tych zwyczajnych dni? Nie cieszyć się prostymi czynnościami z których są utkane? Nie delektować się tymi niepozornymi drobiazgami, które okazują się solą naszych godzin, dni, tygodni...? Dotyk dziecięcej dłoni, zapach nowej książki, parzenie herbaty dla przyjaciół... Kiedy skończę pisać tego posta pokroję warzywa do sałatki, doprawię barszcz, później poskładam pachnące, wyprane obrusy i resztę koronkowo-lnianego towarzystwa... Będziemy czekać wraz z dziećmi na nadejście kolejnego roku, ale najważniejsza w tym nie będzie przemiana liczby 2008 w 2009, która jest jedynie konwencjonalną okolicznością, lecz to, że jest to chwila w której jesteśmy zanurzeni razem...To raczej ostatni post w tym roku... Dziękuję Wam za wszystkie odwiedziny i za życzenia, które od Was otrzymałam. Życzę Wam wielu inspiracji i spełnienia.
Niech Wasze życie będzie domem z oknami wychodzącymi tylko na pogodne dni!
Alicja













A teraz chcę serdecznie podziękować Peggy z bloga
Czy to nie wspaniałe, że blogowa społeczność może się wzajemnie inspirować, odkrywać nowe światy a często nawet sobie pomagać? Jasne, że wspaniałe!