poniedziałek, 25 października 2010

Life is good! (Good mantra, isn't it?:)

Kilka zdarzeń z ostatnich tygodni nie należało do "łaskawych muśnięć dobrej fortuny" - inauguracją (rzekomej) czarnej serii był wypadek mojego męża, którego potrącił samochód, gdy wracał na rowerze z pracy, a potem zdarzały się kolejne "atrakcje" - z których najbardziej kuriozalną, tragikomiczną była sytuacja kiedy spadł mi na czoło metalowy ścienny świecznik -leżałam sobie w łóżku, w pewnym momencie chciałam odgonić ćmę i ....paaaac! Jeśli ludzie dzielą się na tych, którzy widzą szklankę do połowy pełną lub od połowy pustą - ja jestem ultraoptymistką i widzę pełną szklankę:)) Jestem przekonana, że dobre myślenie wpływa na dobre "dzianie się" i vice versa... a jednak - nie wiem może przez zmęczenie jesienne? byłam przez moment bliska uczepienia się kategorii fatum. A najlepszym antidotum na taki zabobon jest... rozsądek, rzeczowe spojrzenie na całokształ i pokora, bo przecież - wypadek męża mógł się zakończyć o wiele tragiczniej, a w prawdziwie nieszczęśliwym położeniu są miliony ludzi dla których codzienność to mozolna walka o przetrwanie. Nie pozostaje mi nic innego jak - w ramach dobrego myślenia i doceniania zalet własnej egzystencji - dopełnić tego posta subiektywną minilistą kilku atrakcji i małych radości, które składają się na moje dni: Jedną z wielu zalet miejsca w którym mieszkam jest to, iż w ramach spaceru przez las mogę dojść do.... ogrodu botanicznego! Jest to miejsce dla mnie szczególne, działa jak magiczny okład na duszę i zmysły. Tutaj zawsze, zawsze, zawsze się relaksuję, wyciszam... Wracam do tego miejsca także po inspiracje...
Kiedy zamknie się oczy... zapachy i dźwięki piszą własną opowieść w wyobraźni...
Majka także uwielbia to 'botaniczne naokoło świata w pigułce' i powraca tu zawsze ze mną...
Zupełnie przypadkiem znalazłam się ostatnio na targu staroci, by ....odkryć iż czekają tam na mnie piękne (kocham prostotę) wiekowe łyżki. Skąd wiem, że na mnie? Miały moje inicjały!! 'AR'! Szansa na takie ustawienie liter to mniej niż 1do700:))
Po raz pierwszy udało mi się wygrać candy!! Szczęście dopisało mi u Peninii. I były to prawdziwe cukiereczki: piękne podstawki - idealnie skomponowały się z tacami z mojej małej kolekcji, które mam od dawna i które niezmiennie są moimi ulubienicami... W paczce znalazłam dodatkowe niespodzianki: piękne dwie prace wykonane przez Peninię! Dziękuję Ci raz jeszcze!!
Także w moim mikroświecie charmów nie obyło się bez megatąpnięć: zagubiono moje archiwum - dokumentację kilku lat pracy (kawał mojego życia!) i sporo materiałów... Prawdopodobnie wszystko do mnie wróci już wkrótce. A w międzyczasie... zostałam obdarowana - zupełnie bezinteresownie - pięknymi materiałami vintage przez Stephanie. Zobaczyła moje zawieszki i po prostu... Poznałam ją i jej niesamowitą twórczość - pracowała m.in dla Karla Lagerfelda i Kenzo a także stworzyła własną markę. Jestem zakochana w jej torebkach! Stephanie, jeśli to czytasz - przesyłam uściski!!Niepomna kłopotów i kłopocideł robię swoje: tematycznie jestem już - co zdradza Mikołaj powyżej:) - przy Świętach Bożego Narodzenia... A po drodze dorzuciłam własne trzy grosze (czyt.: dwa charmy) do tematu Helloween. Kultywując tradycję pozostanę przy polskich świętach. Nie tylko dlatego, iż sztandarowe połączenie czerni i oranżu jest kompletnie poza moimi estetycznymi wyborami... Mogę jedynie wyznać - połowicznie w temacie:))) - iż piekę dynię na ostro niczym rasowa wiedźma. Mniam.
Moja kochana przyjaciółka Deborah obdarowała mnie jakiś czas temu piękną wyszywaną francuską zawieszką. Okazało się to niezwykłą inspiracją do "zabawy w haftowane". Uwielbiam napisy, słowa, litery jako elementy dekoracyjne... A Wy?
Może być romantycznie.... Stylowo lub zabawnie....
Co komu w duszy gra...
(foto: www.arteego.pl)
Uściski i słoneczne jesienne pozdrowienia dla wszystkich!
Dziękuję za Wasze odwiedziny i pozostawione tutaj słowa....
Alicja