czwartek, 22 grudnia 2011

December days...

Tylko od ciebie zależy czy także dzisiejszy dzień, z pozoru zwykły czy nijaki będzie twoim świętem... Nie pozwól się zwieść pozorom.... Nigdy.
(A.L.Aya)
O specyfice grudnia mogłabym napisać elaborat, ale... nigdy nie ma aż takiego deficytu czasu jak w grudniu.... więc nie dołożę sobie takiego zadania tymbardziej, że tyyyyyyle jeszcze do zrobienia..... Grudzień to miesiąc w którym wodzą mnie na pokuszenie wszystkie piękne świąteczne fotografie z zagranicznych blogów... ale jednak czekam - tak jak to było u mnie w domu i wszystkich innych znajomych domach - z dekorowaniem domu i ubieraniem choinki (co jest symbolicznym "przecięciem wstęgi" pomiędzy czasem zwykłym a magicznym) do Wigilii - po prostu bliższy jest mi podział: "przygotowanie - świętowanie" (coś jak: najpierw kąpiel, potem make-up:)) Choć... pierwsze gałązki- zwiastuny zostały wetknięte tu i tam.... W tych dniach los nie oszczędził mi niezwykłych podarków - w skrzynce na listy czekały dwie zaskakujące przesyłki (pisnę jeszcze słowo o nich wkrótce), a Mama posłała mi (nam:)) kilkukilogramową paczkę ze świątecznymi ciasteczkami - a jest Mistrzynią Świata Ciasteczek (kiedyś była nią też Babcia). Wczoraj TVP - tym razem na kanale Kultura - pokazała film Jakuba, a jutro będziemy spozierać na kolejne ekranowe działania Majki - tym razem pojawi się w 'Klanie' (TVP1, 18.00) jako Andżelika... No i uprzytomniwszy sobie te miłe dary losu, uzbrojona w dodatkowe pokłady dobrej energii - wracam do sprzątania...
Pozdrawiam Was przedwigilijnie -
Alicja

środa, 14 grudnia 2011

Monique... Merci!

Let us be greatful for people who makes us happy,
They are the charming gardeners who make our souls blossom.
(Marcel Proust)
Mnóstwo, mnóstwo bieżących spraw, sprawunków trzyma mnie w ten grudniowy czas nieco z dala od bloga... Ale na "dziękuję!!!" chwila musi się znaleźć, bo inaczej byłby to znak, że z pewnością mknie się w złym kierunku i nieakuratnym tempie... Wczorajszy dzień był taki trochę słono-gorzki, jeden z tych które niespecjalnie trzeba zapamiętać... - lecz parafrazując przysłowie: nie gań dnia przed nadejściem księżyca... Ktoś osłodził go na dobranoc bajecznie...
Wieczorem pojawił się listonosz z paczką- niespodzianką urodzinowo-świąteczną od mojej Kochanej Monique, którą świetnie znacie z bloga HomeAbout. Ciepły gest Mimisi odczarował mój nastrój.... bo poczułam ile serca, przyjaźni i serdeczności zapakowała razem z wszystkimi cudnymi prezentami...
Piękne stare świeczniki choinkowe idealnie wpiszą się w tegoroczny pomysł na dekorację naszego drzewka... Kiedy odpakowałam zestaw tacek i podstawek zaniemówiłam... Uwielbiam te złocone, niezwykle malownicze drewniane cudeńka i kolekcjonuję te skarby.... Nie zabrakło wśród niespodzianek słodkości dla Majki oraz aromatycznej herbatki, która nie tylko będzie delicją dla podniebienia, bo jest oczywiste, że zawsze kiedy ją zaparzę wspomnę ciepło wczorajszy dzień, Twój czuły gest Monisiu i uśmiechnę się myśląc o Tobie!

Dziękuję Kochana, dziękuję, dziękuję!!


Tylko magicznych grudniowych dni dla Was wszystkich!
xoxo, Alicja

sobota, 19 listopada 2011

Nesting.... Oh I love it....

"A house is made of walls and beams,
but a home is built wit love and dreams"
-author umknown
Uwielbiam sobie "pogniazdować".... "podomować"..... Za oknem niech się dzieje co chce... A tu cicho, miękko, ciepło... Tak spokojnie... Tak wygodnie.... Tak bezpiecznie.... Nigdzie się nie śpieszę.... I myśli też nigdzie nie mkną... Jestem Tu i Teraz... Jest tylko ta chwila, to miejsce i ja....
Wygodny fotel, a najlepiej dwa.... Coś musi służyć za podnóżek...:))))
Ulubione drobiazgi i kwiaty w zasięgu wzroku....
Miękkie poduchy... Dużo poduch... I ciepła narzuta.... Dla mnie: raj....
To prawdziwe błogosławieństwo móc celebrować takie momenty w których czas zamiera... Wokół pachnie cynamonem... Głęboko oddycham.... Wszystko jest na swoim miejscu..... Jestem wdzięczna losowi i szczęśliwa... Tak po prostu....
Dobrego weekendu, wypełnionego tym co uszczęśliwia Was najbardziej!
xoxo, Alicja

środa, 16 listopada 2011

Victorian Lady in the kitchen...

"The Angel (!) is in the detail."
(almost Wendy Sherman:))
Ostatnio w kuchni czekała na mnie niezwykła niespodzianka... Mój drogi mąż jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odmienił miejsce przyrządzania posiłków -wymyślił, kupił i zamontował piękną wiktoriańską baterię...
Jeden dekoracyjny element a klimat już zupełnie inny.... Jestem pewna, że to nie diabły a anioły tkwią w szczegółach... (nie tylko w tych namacalnych jak wiktoriańska piękność:))), ale we wszystkim z czego utkane są nasze dni... I jeśli umiemy się nimi cieszyć każdy wtorek, piątek, czerwiec czy listopad stają się piękniejsze... Bo Życie stworzone jest z 'drobiazgów' - radosny śmiech dziecka, dobre słowo, gorąca herbata z cynamonem, słoneczny promień wędrujący parapetem, zapach wanilii, smak chilli, ciepły koc, ulubiona książka - wszyscy mamy swoje własne listy prawdziwych skarbów.... I choć rutyna codzienności usiłuje odebrać im ich moc tylko od nas, od naszej uważności zależy czy oddajemy jej w bezmyślne władanie siebie i nasz świat. Tę chwilę w której teraz jesteśmy zanurzeni. Nie warto. Bo tylko ona istnieje i nigdy nie przyjdzie do nas ponownie.... Rozejrzyj się wokoło jakim świat jest cudem...
Mnóstwo słońca dla Was wszystkich!
xoxo, tańcząca w kuchni Alicja

środa, 2 listopada 2011

My son's film on TV!!!!!

Kochani!!!! Z wielką radością i dumą zapraszam Was do obejrzenia filmu dokumentalnego, którego twórcą jest mój kochany syn Jakub. Dokument ten zdobył już sześć głównych nagród na festiwalach a teraz pokaże go TVP 2 w cyklu 'Polska bez fikcji': zasiądźcie przed telewizorami 7 listopada o 19.25 i obejrzyjcie "Getto Gospel". Tych z Was, którzy mają ochotę dowiedzieć się czegoś więcej zapraszam do obejrzenia 6 listopada o 22.05 programu 'Kocham Kino' - gdzie Grażyna Torbicka wypyta Jakuba o to i owo:))))
Nie ma nic piękniejszego niż patrzenie jak nasze dzieci spełniają swoje marzenia - a Jakuba pasją jest film, reżyseria. Obecnie Kuba studiuje w Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy oraz jest wolnym słuchaczem w Łódzkiej Szkole Filmowej. Jest też najmłodszą osobą, która otrzymała dotację na swój projekt filmowy w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej.

Synku, jestem z Ciebie dumna:)) Tak trzymaj
6 listopada TVP2, godz.22.05 - 'Kocham Kino'
7 listopada TVP2, godz.19.25 - 'Getto Gospel' - reż. Jakub Radej
Pozdrawiam Was szczęśliwa mama -
Alicja
P.S. No i 'przyszła kryska na Matyska': będziemy musieli podłączyć odbiornik TV na te dwa dni...

sobota, 29 października 2011

Mango Lassi - Miss Maja Delicious Drink...

Moje upodobanie są proste: zadowalam się tym co najlepsze.
(Oscar Wilde)
W dalekiej, ciepłej, uśmiechniętej Azji nasza rodzina zakochana jest od dawna.... To tam nasze serca i zmysły znajdują najlepszą strawę... I po tym krótkim wstępie zabieram Was z powrotem do Warszawy:))) - gdzie kilka miesięcy temu rozpoczęliśmy na dobre niesamowicie smakowitą przygodę z kuchnią hinduską. Najpierw były 'rekonesansy' w hinduskich lokalach, odkrywanie, kosztowanie, zachwycanie się smakami, zapachami i kolorami i ... dość szybka refleksja, że czas zacząć pichcić te cuda w domu. W kuchni hinduskiej urzekło mnie to, iż łączy dwie podstawowe cechy jakie moim zdaniem jedzenie mieć musi: dania powinny być smakowite i zdrowe. I tutaj to odnalazłam w 200%.... Nie ma tutaj glutaminianu sodu, ani niedobrych E. Są za to dziesiątki (!) przypraw (które nie tylko dają niesamowity aromat, ale mają także właściwości lecznicze). W wydaniu hinduskim polubiłam omijane przez lata ciecierzycę, soczewicę, wszelkie fasolki.... A co najważniejsze zajadają się nimi z radością (!) moje pociechy... Pewnie wrócę tutaj do tego tematu nie raz, bo "hinduskie gotowanie" daje mi sporo radości... A dziś na zachętę - dla tych z Was, którzy jeszcze nie smakowali hinduskich smakołyków a są ich ciekawi - jako preludium do egzotycznej kuchennej przygody: Mango Lassi. Nie wiem czy istnieją bogowie na jakichkolwiek Olimpach, ale istnieje boooooooski napój i oto on. Zdrowy i zachwycająco smakowity, robicie go w mig. Jako rekomendację (zwłaszcza dla Mam dzieci 'niejadków') zdradzę, że Majka spija nawet 1 litr dziennie, więc warto spróbować podsunąć go Milusińskim. Wszelkim sklepowym jogurtom ze skrobią modyfikowaną i innymi 'pułapkami' mówimy: nie. Proporcje wycyzelował Dario, ale traktujcie je luźno i znajdźcie swój najlepszy smak. Owoce mango zastąpiliśmy pulpą mango, którą znalejdziecie w hinduskich sklepikach. Dlaczego - nie trzeba tłumaczyć: owoce mango z polskich sklepów nie przypominają w niczym mango, zrywane jeszcze nie dojrzałe, spryskane chemią by mogły przeżyć międzykontynentalną podróż... Gdybym była w Indiach użyłabym oczywiście świeżych owoców... (wszystko przede mną:))) A póki co:
MANGO LASSI:
150 ml pulpy mango
100 ml gęstego jogurtu
200 ml mleka
szczypta świeżo zmielonego kardamonu
my dosładzamy to jeszcze łyżeczką fruktozy (ale może być cukier)
Smakowitego weekendu,
xoxo, Alicja

czwartek, 13 października 2011

Happily gifted.

"Przyjaciele są jak ciche anioły...."
Chociaż największa radość w dawaniu - dziś piszę posta jako szczęśliwie obdarowana. Jakiś czas temu miałam przyjemność pomóc przy stylizowaniu mieszkania Mojej Drogiej P. Przemierzyłyśmy wspólnie niejeden sklep w poszukiwaniu odpowiednio pięknych przedmiotów oraz kwiatów i była to dla mnie wielka uciecha, że zwyczajnie mogę być pomocna. Radość przyjaciół - wiadomo: bezcenna. I ona była już dla mnie wielkim prezentem.
Jednak na niej się nie skończyło, bo Droga P. chadzając ze mną pośród tych wszystkich dekoracji, uknuła słodki plan wprawienia mnie w stan szczęśliwości - zapamiętując co mi wpadło w oko a co nie mogło się znaleźć w jej mieszkaniu z racji odmiennej stylistyki...
I tak wpierw zostałam obdarowana piękną metalowa doniczką... A kilka dni później, gdy byliśmy w odwiedzinach u P. - dosłownie mnie zamurowało, gdy wręczono mi ozdobny słój - wewnątrz pięknie ustrojony rafią pośrodku której znajdował się cudny storczyk w mini naczynku...
Zawsze kiedy spoglądam na te przedmioty wypełnia mnie spora dawka dobrej energii, bo wiem że jest w nich zaczarowany skrawek serca i przyjacielska dobroć. Są to dla mnie rzeczy szczególne...
Kochana P. - sprawiłaś mi wielką radość. Dziękuję raz jeszcze!!!
xoxo, Alicja

czwartek, 6 października 2011

Colorful Postscriptum.

"Kto nie szuka - znajdzie.
Świat jest sferą spełnionych życzeń
dla pogodzonych z losem."

- A.L.Aya
Dzisiejszy wpis to krótkie acz radosne postscriptum do poprzedniego. Ostatnie zdanie - "życzenie" - dotyczyło pięknych szklanek... Nika skierowała mnie to sklepu internetowego, po turkusowe stołowe szkiełka, lecz niestety już ich tam nie było... Zaczęłam zastanawiać się nad dostępnym wielobarwnym zestawem i nie miałam zielonego, czerwonego ani granatowego pojęcia, że nazajutrz znajdę swoje cudeńka na starociach:))) Z pewnością czekały na mnie!!!
Pozdrawiam Was kolorowo,
xoxo, Alicja
P.S. Alizee: na drugim planie szklaneczki, o których wspominałam:)))

czwartek, 29 września 2011

Holiday keepsakes...

Jedyna rzecz od której trzymam się z daleka na wakacjach to stoiska z pamiątkami. Nieważne jaki zakątek świata - większość z nich ma wspólną cechę - określam ją eufemistycznie "specyficzną estetyką". Takie cuda raczej nie wprawiłyby mnie w dobry nastrój, kiedy po powrocie, w domowych pieleszach zatęsknię za radościami, którymi obdarzało mnie lato... Ale dusza poszukiwacza skarbów ma swoje prawa i lubię wrócić do domu z Czymś co będzie "wyzwalaczem" pozytywnej energii, którą kumulowałam w sobie ciesząc się wakacyjnym czasem.... I tak wróciłam znad morza z pięknymi, ręcznie robionymi kielichami... Przyjaciółka zabrała mnie na giełdę gdzie jedna z alei była we władaniu sprzedawców klamotów...
Kielichy przykuły moją uwagę od razu.... Lecz były dwa "ale" : Kłopot w tym, że nie pijam żadnych trunków, jedynie czasem nieco czerwonego wina dla zdrowia.... Ale czemuż nie sączyć z takich cudeniek codziennej porcji żurawiny czy soku z brzozy? Więc sączę...:). Druga rzecz to "zieleń" - zupełnie nie moja barwa.... Patrząc na te kielichy uzmysłowiłam sobie, że już jakiś czas temu - oddając się we władanie bieli - zapomniałam o radości jaką daje otaczanie się kolorami... A po cóż z niej rezygnować? Zielone kieliszki dały początek bawnym szkłom na moim stole. To bezpieczniejsza zabawa niż np. spontaniczne malowanie ścian na purpury, szafiry czy malachity.... Kilka dni temu do kielichów dołączyły rubinowo-amarantowe szklaneczki ze złoceniami... Pięknie dopełniłyby całości jeszcze turkusowo-morskie szklanki, bardzo chętnie z kroplą złota... Lecz nie szukam ich na siłę - wiem, że czekają gdzieś na mnie w świecie i kiedyś się spotkamy:)). Może podczas kolejnych wakacji?
Powakacyjne acz słoneczne pozdrowienia:)
xoxo, Alicja

P.S. Kieliszki sprawdziły się świetnie także jako miniwazoniki na pojedyncze kwiatowe główki- romantycznie dekorując stół....

niedziela, 10 lipca 2011

Flowers & people....

Flowers are the sweetest things God ever made and forgot to put a soul into.... (Henry Ward Beecher)
Ja tam wierzę, że Kwiaty mają duszę... I kocham Lato za to, że jego językiem są właśnie kwiaty...
Dialog w którym zamiast słów szepcą do zmysłów i serca: barwy, kształty , zapachy.... Każda drobna gałązka, pojedynczy pączek czy okazały bukiet są opowieściami o Wspaniałym Cudzie Życia.
A potem kiedy zaczynają przekwitać... i odchodzą... W swym losie - tak podobnym do naszego -są niczym memento - wszak w każde Bycie wpisane jest Przemijanie... Być jak kwiat - pięknie być dopóki się jest... Natura jest wspaniałym podręcznikiem Istnienia...
Niech wszystko co ważne i piękne kwitnie u Was w najlepsze:)
xoxo, Alicja

środa, 29 czerwca 2011

20th Anniversary:))

Małżeństwo nie jest stanem, jest umiejętnością.
(Magdalena Samozwaniec)
Przedostatni tydzień czerwca jest zawsze dla mnie wyjątkowy - nadchodzi Lato, imieninuję, Majka urodzinuje i celebrujemy z D. rocznicę naszego Małżeństwa. W tym roku: sprawa szczególna - okrągło: 20 lat:))) Chyba sporo??:)) Stąd to (impulsywne nieco:)) wklejenie naszej fotografii, której autorem nasz pierworodny:)))) Co tu dużo mówić: małżeństwo to większa część mojego życia - dłużej już żyję z D. niż bez Niego. Ludwig Wittgenstein twierdził, że język wyznacza granice naszego świata - czego nie można opisać słowem to nie istnieje... Hmm... Może był kawalerem?? Są zjawiska, których nie oddadzą żadne słowa... Więc szepnę tylko zaklęcie: oby nasz Team był zawsze jak dobre wino - które z wiekiem: wciąż lepsze i lepsze...
xoxoxoxo, A.

czwartek, 16 czerwca 2011

Black Lilac Expedition:)

Teach us Delight in simple things
(Rudyard Kipling )
Im dłużej nie piszę postów - tym więcej się zbiera 'historii' i jeszcze trudniej dotknąć klawiatury, bo od czego tu zacząć? Ostatnich kilka miesięcy to prawdziwy kalejdoskop zwrotów akcji w stężeniu - jak dla mnie - wielce (chyba: zbyt) intensywnym. Więc zamiast reasumować, wyliczać radości i artykułować smutki: Czerwcowa Migawka z Bezobrania. Lato zaczęło się już dawno, nie oglądając się na kalendarz, więc chłonę jego wszystkie barwy, zapachy, smaki i tę energię, która jest w powietrzu wypełnionym ptasim śpiewem, promieniami słońca, ciepłymi kroplami deszczu, wiatrem... Spacerować, zaszywać się wśród drzew czy tańczyć na łące można by całymi dniami... I tak mało trzeba, aby zwykły spacer przerodził się na przykład w... Wielką Wyprawę Po Pięknie Pachnące Kwiaty Czarnego Bzu... , które "zaczarowane" w kuchni dadzą wspaniały aromatyczny syrop - antidotum na zimowe pociąganie nosem. Syropy z bzu to słodkie wspomnienie z dzieciństwa. Teraz wszystko zatoczyło krąg i jest to także obraz, który Majka zabierze w swoją przyszłość.Początek czerwca i piękny słoneczny dzień to najlepszy czas na Wyprawę po Bez. Kwiaty należy zbierać delikatnie, aby zachować na nich jak najwięcej drogocennego pyłku. W domu - rozkładamy nasze skarby, aby usunąć z nich owadzich mieszkańców, nie myjemy ich, by nie wypłukać tego co najbardziej wartościowe. Potem - nad naczyniem w którym będziemy przygotowywać syrop delikatnie odcinamy, usuwamy jak najwięcej łodygi, aby wyeliminować ewentualny gorzki posmak. Zalewa: 1 kg cukru + sok z 1 cytryny na litr wrzącej wody. Ja taką ilością zalewam 40 lub więcej baldachów, ale - wedle uznania - kwiatów może być mniej i też będzie całkiem aromatycznie. Całość przykrywam i po czterech dniach (podczas których pamiętam, aby zamieszać miskturą:))) - przefiltrowany złoty syrop wlewam do naczyń w których będzie czekał na zimę... Pasteryzowanie kończy dzieło. Jeśli macie jakieś inne przepisy wykorzystujące kwiaty czarnego bzu - dajcie znać - będę wdzięczna. Sama jestem na tropie Naleśników z Kwiatami Bzu... Oczywiście podczas naszej wyprawy nie mogło nie paść pytanie: "Mamo dlaczego mówisz 'czarny' skoro ten bez jest 'biały'??":))
Wkrótce Wyprawa Po.... Pokrzywy. Myślę, że będzie ekscytującą:))) Ciekawe kto pierwszy wpadnie w krzaki:??))) Ale tak naprawdę najwspanialszy plon naszych spacerów to wspólny śmiech i zabawa - i one są najlepszym lekarstwem na wszystko:)
Słodkie jak syrop pozdrowienia!
Alicja

środa, 4 maja 2011

Maja plays in the National Opera!

Dzisiejszy post to Maleńka Kronika Wielkich Wydarzeń z Życia Mai, zaledwie iskierka z ognia, który przez ostatnie tygodnie rozpalał serca całej naszej rodziny. Całości szczegółowo nie sposób zrelacjonować - ani zdarzeń ani emocji. Możecie to potraktować także jako przypowiastkę o tym, że marzenia się spełniają lub – tak chyba będzie celniej: że rzeczywistość potrafi przerosnąć marzenia. Trzeba się tylko otworzyć, dać z siebie co najlepsze, oczekiwać Dobrego a wtedy los zanucić może najpiękniejszą melodię jaką dotąd słyszeliście... Wszystko zaczęło się jeszcze podczas ferii zimowych – zostawiliśmy i fizycznie i w myślach stolicę kilkaset kilometrów za sobą i miało tak być, aż do dnia, gdy będzie trzeba wrócić do szkoły... ale Maja.... została zaproszona na spotkanie castingowe z reżyserem Mariuszem Trelińskim do Teatru Wielkiego - Opery Narodowej. W przygotowywanej operze Pucciniego reżyser stworzył postać dziewczynki – małej Turandot. Maja przerwała wypoczynek, pożegnała się na dwa dni z babciami i pojechała do Warszawy. Jak się okazało – spodobała się reżyserowi. Już w marcu rozpoczęły się próby. Była to dla Mai niezwykła przygoda. Miała okazję stanąć na scenie z wieloma wspaniałymi artystami ('Tutandot' ma międzynarodową obsadę, jest koprodukcją z Teatro Comunale z Bolonii), zobaczyła jak wygląda „budowanie” spektaklu. Poznała Operę Narodową „od kuchni” a co najważniejsze zdobyła doświadczenia o jakich nawet nie marzyła – gdyż opera rzadko ma do zaoferowania role dla dzieci. Maja pokochała operę (cala nasza rodzina także). Czekała na każdą próbę z utęsknieniem. I nic w tym dziwnego, bo próby dostarczały niezwykłych doznań muzycznych i wzruszeń - nawet nam rodzicom. A udział w przedstawieniu nauczył Maję m.in. jeszcze większej samodyscypliny – gdyż praca ta wymagała czasami opuszczania szkoły – a wszystko trzeba było nadrabiać w wolnym czasie. Ostatni spektakl w którym Maja zagra małą Turandot w tym sezonie odbędzie się 26 maja. Opera wróci na afisz jesienią. A w styczniu planowany jest wyjazd na premierę światową do Bolonii. Trudno wymienić wszystkie pozytywy tego niezwyklego daru losu. Cieszę się, że Maja zobaczyła czym jest prawdziwa sztuka oraz z jaką pokorą pracują najwięksi - bez pracy nie ma kołaczy... Teraz sama jest silniejsza, trening czyni mistrza.... Majka uwielbia występować, nie ma w ogóle tremy - po prostu nie może się doczekać kiedy stanie na scenie ("choć serce samo z siebie jakos mocniej wali, mamo"). Tygodnie spędzone na próbach dały także nam inny wspaniały prezent: przyjaźń z rodziną K. I Maja zyskała nowe przyjaźnie - w spektaklach grają trzy dziewczynki (w każdym dwie: Turandot i Liu), jedną z nich - Wiktorię Kiszakiewich - możecie pamiętać ze wspaniałej roli w filmie "Jasne błękitne okna", gdzie jako kilkulatka brawurowo wcieliła się w postać córki Joanny Brodzik. Całemu zdarzeniu towarzyszyły także inne przygody: bankiet po premierze czy wywiad dla telewizji:) Opera 'Turandot' zbiera bardzo dobre recenzje - i nic dziwnego - jest to spektakl niezwykły - uczta dla uszu, oczu i serca.Godzinę przed spektaklem należy pojawić się w garderobie... Nakładanie peruki i makijażu - to wielka frajda dla Majki...
Już na scenie... Czy wyobrażacie sobie JAK bije wtedy moje serce?:)))
Wspaniały Charles Kim jako Kalaf:
Lilla Lee (Turandot) i Charlie Kim (Kalaf) i .... moja Majka:)
Ostatnia scena drugiego aktu: z panem Kazimierzem Pustelakiem - jednym z najwybitniejszych artystów powojennej sceny operowej w Polsce. Wielki zaszczyt.
Mnóstwo dobrej energii i radość, gdy wszystko poszło zgodnie z planem....
Ale przedtem na próbie: ostatnie poprawki reżysera...
Podczas owacji.... Z reżyserem Mariuszem Trelińskim... Dyrygent Carlo Montanaro, Majeczka i Wiktoria... Podczas próby: reżyser Mariusz Treliński, międzynarodowa gwiazda Francesca Patane (odtwórczyni roli Turanot), Kamen Chanev (Kalaf) i dziewczynki.... Bankiet po premierze... Sympatyczna pogawędka z Mariuszem Trelińskim i Edytą Herbuś...Nie pisałam zbyt o samej operze, to znajdziecie na stronie Teatru Wielkiego - Opery Narowej. Niestety od dawna nie ma już biletów..... Ale jeśli macie ochotę na poczucie klimatu: obejrzyjcie krótki, kilkuminutowy reportaż z przygotowań: TURANDOT na youtube. Co mogę powiedzieć na koniec? Całe wydarzenie odmieniło nas, otwarło na nieznane dotąd wartości, ale też wlało w serca pewną tęsknotę, bo gdy raz się zakosztuje takiej magii - chciałoby się w niej trwać i trwać i trwać.... Mam nadzieję, że to ziarno, które zasiało się w sercu Mai, będzie kiełkować i rosnąć tak, aby jako dorosła kobieta robiła na co dzień to co kocha, co ją pasjonuje i co jest po prostu piękne. Czego więcej może chcieć matka?
Alicja
P.S. Wielkie podziękowania dla Adama Kiszakiewicza za zdjęcia - jest autorem większości prezentowanej powyżej.