środa, 19 stycznia 2011

Boutis... Yes I love it...

Have nothing in your house that you do not know to be useful,
or believe to be beautiful...

(William Morris)

Dzisiaj chciałam zabrać Was do krainy boutis (w pastelowej, wiosennej wersji) - tymbardziej, że za oknami nadal trwa szaro-szare przedstawienie Matki Przyrody... Na szczęście w powietrzu już tańczą pierwsze niewidzialne oznaki wiosny i każdy głęboki oddech jest wspaniałym orzeźwieniem z zimowego letargu. I gdyby tylko było więcej światła....Historia boutis wiedzie prosto do Prowansji... To tam, w Marsylii już kilka wieków temu powstawały pikowane cuda znane także jako marseillais pique. Ale korzenie tej charakterystycznej dla południa Francji sztuki znajdują się... na Sycylii, gdzie znaleziono najstarszy boutis przedstawiający Tristana i Izoldę tzw. Tristan Quilt pochodzący z XIV wieku (i to także stamtąd przybywały szwaczki do słynnego marsylskiego portu...) Oczywiście dzisiejsze boutis są inne, bo zmienia się wszystko - człowiek, warsztat i sposób jego pracy, potrzeby oraz trendy a pikowane narzuty wspaniale wpisały się już dawno także w angielski, skandynawski i amerykański styl. Pamiętam swoje młode lata, kiedy otaczeni byliśmy w Polsce siermięgą dekoratorską, nie było nic lub było i straszyło... Już wtedy na liście moich marzeń była piękna narzuta boutis... I choć wiele dekoracji robiłam sama na narzutę nie miałam śmiałości... Do dziś się nie wyleczyłam z tej mojej małej miłości do b., tymbardziej, że jestem pożeraczem lektur wieczorową porą - a wtedy nie ma lepszego towarzystwa jak cicho-cisza-sza, dobra herbata z plastrem cytryny i COŚ do otulenia... Odnosząc zdanie W.Morrisa do bohaterek dzisiejszego posta - można powiedzieć z ulgą i zadowoleniem: i użyteczne i piękne. I gdyby te cechy posiadał każdy domowy przedmiot...
Pewnego dnia koniecznie muszę odwiedzić La Maison de Boutis - muzeum boutis w Calvisson, wiem, że będzie to piękną lekcją historii (pasjnują mnie stare warsztaty, narzędzia, techniki) i znakomitą inspiracją... A potem...własnoręcznie wykonany boutis... To będzie coś!!!
(narzuty i poduszki na fotografiach pochodzą z Arte Ego)
Jasnych, coraz jaśniejszych dni!
Alicja

piątek, 14 stycznia 2011

The joy of gratitude...

Piękno obdarowywania - pozytywna energia, która wypływa na świat, kiedy dzielimy się z innymi to jeden z najważniejszych i najpiękniejszych aromatów w kuchni życia. Dzielenie się z innymi to w pozamaterialnym wymiarze obdarowywanie częścią siebie: własną wrażliwością, wyobraźnią, pracą, uwagą oraz czasem... Dziś chcę jednak o drugiej stronie medalu: o radosnej wdzięczności. Mieć sposobności by ją odczuwać to także swoiste błogosławieństwo. Być w czyichś myślach, być przyczyną czyichś sympatycznych gestów - to prezent sam w sobie. Móc cieszyć się świadomością, że komuś jeteśmy mili - bezcenne. A piszę o tym właśnie w takim pełnym rozradowania nastroju:))) Pewien Mikołaj miał dotrzeć tutaj na Święta, ale wędrując przez pół świata zgubił poczucie czasu i może właśnie fajnie, bo gdy już czas prezentów minął - na nas z Majką czekała kolejna, szczególna, wielka niespodzianka. Prezenty potrafią być przepełnione czułością i te nasze właśnie takie były - ślicznie zapakowane z uroczymi opisami, ciepłymi słowami na każdym podarunku. Nie opisuję szczegółów, by zachować intymność tego przyjacielskiego gestu, ale było i dla ducha i dla ciała. Była i dobra muzyka i inspirująca lektura i ulubiony zapach prowansalskiej lawendy... I było wiele "dla oka" - pokusie pokazania tych akurat skarbów ulegam:)))) Już wiecie co będzie moją lekturą w ten weekend:)))) A te stylizowane prostokątne cuda na drugiej fotografii to.... magnesy(!). Zestaw Ephemera (Cavallini - mam wielką słabość do wszelkich 'okołopapierowych' piękności i uwielbiam ich design!).
Jest taki angielski idiom: "you made my day" - Kochana D. - "you made my week, you made my month!!!!" Thank you!
Samych dobrych dusz wokół Was i słońca nad głową na kolejne dni!
Alicja

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Maja's Room...

Mam wrażenie, że od wielu dni Warszawa zamknięta jest pod perłowo - szarą kopułą: na niebie nie ma chmur i tylko ten przenikliwy, wyprany z ciepła odcień, który sprawia, że także wszystko wokół bardziej smutne niż wiosną czy latem... spowite minorową poświatą.... Zimowe światło nie sprzyja domowi a tymbardziej jego fotografowaniu... Ale llooka poprosiła o fotograficzną wizytę w pokoju Majki... Więc niech ten rok rozpocznie się od spełnienia tego drobnego życzenia. Obiecuję powrócić do tematu i spróbować go wyczerpać, kiedy deficyt światła za oknem przestanie być zawadą....
"Pokój Majki" to bynajmniej nie precyzyjne określenie, bo mieszka tu także Jakub - choć zastudiowany, rozfestiwalowany, wciągnięty w towarzysko-filmowe wiry... Ale jeśli to określenie ma się odnosić do tego, kto tu dekoratorsko rządzi to rzeczywiście - rączkę na wszystkim trzyma Majka:))) A brat nie protestuje, bo ma ważniejsze sprawy na głowie:))))) Choć.... niczym totem, niczym memento zawiesił na ścianie swoją gitarę, aby nie dać się tak do końca zdominować:)

Cała "baza" jest w naturalnych kolorach: biel mebli, beż ścian, nieco drewna. Więc wymieniając jedynie tkaniny - zasłony, poduszki, pościel i kilka dekoracji - można odmienić cały pokój...

Śmiejemy się z Majką, że w jej pokoju stworzyłyśmy nowy styl: jak najbardziej eklektyczny - mix of french & american look!
Romantyczne ażury drewnianych i metalowych wsporników, przecierki, pikowane pledy to ukłon w stronę Francji. Zestaw barw: czerwień, granat i biel, pojawiające się motywy pasów i gwiazd to amerykańskie wpływy... Niby z zupełnie innych bajek, ale całość tworzy miejsce w którym chce się przebywać. Jang i jing:))

Oboje - panna M & młodzian J - nie grzeszą pociągiem do porządkowania, więc pościel także jest w "odpowiednich" barwach - nawet kiedy nie zdąży się zaścielić łóżka, nie ma dramatu...
Poniżej - moje ulubione prześcieradło od Ralpha Laurena. Myślicie, że jestem infantylna? A co tam! Bardzo lubię się czasem znaleźć w tym łóżku z lekturą.... Czyta się tu wyśmienicie nie tylko bajeczki o grzecznych misiach:)
Pokój jest długi (ponad 5 metrów) i wąski... Dlatego zdecydowaliśmy się na zasuwane łóżko (druga rama z materacem jest pod spodem). Z plusów: dzieciaki mają własny balkon.
Majka dziękuje za wizytę i razem ze mną pozdrawia Was serdecznie!
xoxo, Alicja